Założyli stowarzyszenia i działają. Niewielki Czciradz i równie mały Książ Śląski są przykładem dla innych. Pokazują, jak można pracować na rzecz swoich miejscowości. Wyciągają z domów sąsiadów i zachęcają do wspólnych projektów. Organizują zajęcia, festyny, koncerty, a nawet kolonie dla dzieci. Nie ukrywają, że czasami jest trudno, bo wieś podzielona, bo ludzie się krępują i nie chcą otworzyć na nowe pomysły. To się jednak powoli zmienia. Na świetlice przybiegają już nie tylko same dzieci ale również z rodzicami i babciami. Jeśli ktoś chce pracować dla swoich mieszkańców, to i brak świetlicy nie jest przeszkodą. Jak to robią? Uśmiech członków stowarzyszeń mówi sam za siebie. Dają z siebie wszystko.

Z pewnością wielu osobom zdarzało się przejeżdżać przez Czciradz w gminie Kożuchów. Mijamy kilka odnowionych bloków, skręt na Solniki i pędzimy dalej na Kożuchów. Miejscowość nie przyciąga uwagi zabytkowym pałacem czy starym parkiem. Przez głowę przemyka myśl, co ludzie tutaj robią. Z góry zakładamy, że pewnie niewiele. Tymczasem ok. 500-osobowa wieś tętni życiem a jej mieszkańcy potrafią się organizować. – Zależało nam, żeby coś robić, żeby się działo dla naszych mieszkańców i ich dzieci – mówi Piotr Malczyk, rodowity czciradzanin i prezes Stowarzyszenia Cyrusik. Wieś jest podzielona na dwie części: nowszą w blokach i starszą w poniemieckiej zabudowie i domach wybudowanych w czasach gierkowskich. Najwięcej mieszkańców jest w starszym i średnim wieku. Niestety, wielu wyjechało za granicę do pracy. P. Malczyk został, w Czciradzu założył rodzinę i dla tego regionu chciał działać. W pomysłach wspierał go Andrzej Zieliński z Kożuchowskiego Stowarzyszenia Bluesowego, kolega ze szkolnej ławy. Choć A. Zieliński mieszka w Kożuchowie, stara się działać w Czciradzu. Przed miejscowością wielka impreza Muzyczna Wioska od początku do końca zorganizowana własnymi siłami. Na placu przed świetlicą wiejską stanie scena, będą atrakcje dla dzieci, smaczne jedzenie, pokazy policji i straży pożarnej. Wystąpią Ten Rupees, 4 Szmery: grupa która doskonale naśladuje AC/DC, Instant Blues, zespół który wygrał Rawa Blues Festiwal. Obok bluesa zaplanowano festyn rodzinny z licznymi niespodziankami, karaoke, a do późnych godzin wieczornych zabawę taneczną. Równolegle do zorganizowanej rekreacji będzie odbywał się turniej piłki siatkowej – plażowej. To wszystko już w sobotę 5 września. To jednak nie wszystko, co dzieje się w Czciradzu. Zanim jednak do tego doszło, P. Malczyk i A. Zieliński wiele przeszli. Najpierw bowiem działała we wsi nieformalna grupa Czciradzanie. Niestety, młodzi działacze nie mieli osobowości prawnej. Wtedy pomógł A. Zieliński poprzez Kożuchowskie Stowarzyszenie Bluesowe, rozliczał projekty prowadzone w ramach Fundacji Porozumienia Wzgórz Dalkowskich. To wtedy powstało boisko do gry w siatkówkę plażową. Rok później odbyły się warsztaty kulinarne. W ubiegłym roku odbył się też pierwszy duży koncert bluesowy. – Ktoś krzyknął: zróbmy tutaj koncerty, bo jest świetny plac. I zrobiliśmy w ubiegłym roku pierwszy. Stała duża scena, było wiele atrakcji. Staramy się, żeby każdy znalazł coś dla siebie – zaznacza A. Zieliński. Po udanym koncercie i rozkręcających się kolejnych projektach Czciradzanie zarejestrowali własną działalność i stworzyli Stowarzyszenie Cyrusik. W działaniach wspiera też Cyrusik sołtys Wojciech Kasprzak i rada sołecka. Wrześniowy koncert jest największą z imprez, jednak we wsi wiele się dzieje i bez tego. W tym roku, dzięki wsparciu gminy, organizowany jest projekt zumba, aerobic oraz nordic walking. – Przychodzą dziewczyny, żeby tańczyć i ćwiczyć. Przerwaliśmy go jednak na czas wakacji. Wracamy z zajęciami od jesieni – mówi P. Malczyk. Jak tylko wieczory zrobią się dłuższe czciradzanie będą realizować projekt „Rękodzieło Łączy Pokolenia”. W ruch pójdzie papierowa wiklina, decupage, ozdoby choinkowe. – Nasze produkty wystawimy później na kiermaszu, a pozyskane środki przeznaczymy na zabawę mikołajkową dla dzieci – zaznacza P. Malczyk. Poprzez Cyrusik P. Malczyk pisze kolejne projekty. Stara się tak to organizować, żeby gdy jeden się kończy następny się zaczynał. Śledzi strony internetowe podobnych stowarzyszeń i inspiruje się tworząc kolejne przedsięwzięcia. – Nasze projekty nie opiewają na duże sumy. Wiele prężnie działających stowarzyszeń sięga po znacznie większe kwoty. To wszystko jeszcze przed nami – zapowiada P. Malczyk. Przyznaje, że trudno jest integrować mieszkańców. Początkowo najwięcej przychodziło dzieci. Z czasem maluchom zaczęły towarzyszyć mamy i babcie. – Ciężko idzie ale kropla drąży skałę. Cieszę się, że w naszej świetlicy się dzieje. Czuć coraz większą integrację. Częściej i więcej ze sobą rozmawiamy a to jest najważniejsze – stwierdza P. Malczyk. Jego marzeniem jest, żeby w Czciradzu wiele się działo za sprawa samych mieszkańców. Nie chce siedzieć i czekać aż ktoś coś zorganizuje, zaproponuje i zrobi. – To nasza miejscowość, nasza świetlica. Jeśli będziemy dbali to będzie nam długo służyć. Marzę o tym, żeby nie było podziału na dolny i górny Czciradz – mówi P. Malczyk. Cieszy się, że w Czciradzu powstało kolejne Stowarzyszenie Cuprum a chłopaki działają, żeby rozwijał się sport. – Może to zabrzmi patetycznie ale naprawdę zależy mi, żebyśmy byli jednością i wspólnie zabiegali o rozwój. Nawet jeśli czasami zebrania bywają burzliwe to rodzą się ciekawe pomysły a to przecież chodzi. Widać też, że mieszkańcom coraz bardziej zależy – podkreśla P. Malczyk.
***
Stowarzyszenie Czarna Struga powstało cztery lata temu a dorobek już ma godny pozazdroszczenia. Zanim powstała Struga działał we wsi Bank Żywności. – Przywoziliśmy jedzenie z zielonogórskiego banku i rozdawaliśmy potrzebującym mieszkańcom. To było wielkie wyzwanie, bo transport miał nawet pięć ton. Jedzenie trafiało do kilku tysięcy mieszkańców okolicznych wsi. Angażowali się to sołtysi z większości miejscowości – wspomina Marcin Jelinek kożuchowski radny i członek stowarzyszenia Czarna Struga. Z czasem zasady uległy zmianie i trzeba było jechać po żywność do Gorzowa Wielkopolskiego. Doszły koszty transportu. – Nie chcieliśmy pobierać żadnych, nawet najdrobniejszych opłat od mieszkańców. Musieliśmy zrezygnować, bo nie było nas stać na organizację kolejnych transportów – tłumaczy Jagoda Sot. Wtedy powstał pomysł, żeby założyć stowarzyszenie i spróbować pozyskiwać pieniądze z zewnątrz. – Najbardziej zależało nam na organizowaniu czasu dla dzieci – mówi M. Jelinek. Pierwszą akcją było wspólne robienie ozdób choinkowych i strojenie świerków w kościele. Nie trzeba było szczególnie namawiać ludzi do działania. Niewielki, liczący 350 mieszkańców Książ Śląski potrafi się jednoczyć. – Wiadomo, że nie wszyscy ale staramy się zachęcać i zapraszać. Zauważyliśmy, że przybywa nam uczestników projektów. Bardzo nas to cieszy – zaznacza M. Jelinek. Podkreśla jednocześnie, że dzieje się tak dzięki wspólnej pracy sołtys, rady sołeckiej i członków stowarzyszenia. Kilka dni temu zorganizowano festyn przy kościele z okazji 25-lecia parafii. – Zabawa była super, przyszło mnóstwo ludzi, w tym nasze dzieci – cieszy się M. Jelinek – Tereny do robienia imprez mamy, brakuje nam świetlicy, miejsca, w którym o każdej porze możemy się spotkać. Dla nas to ogromne ograniczenie – zżyma się M. Jelinek. Mieszkańcy spotykają się w bibliotece, ale na przygotowanie zajęć cyklicznych, jak choćby aerobiku dla kobiet potrzebna jest sala. Przyznaje, że pani Halinka z biblioteki jest zaangażowana w sprawy wsi ale o wiele rzeczy Stowarzyszanie musi pytać dyrekcję biblioteki. – Świetlica ułatwiłaby nam życie – nie ukrywa M. Jelinek. Pomimo takich trudności Czarna Struga robi swoje i w tym roku po raz kolejny zorganizowała kolonie dla dzieci. – W pierwszych koloniach wzięło udział 26 osób, tyle było miejsc. Z roku na rok mamy jednak więcej chętnych. Tegoroczne też się udały a pojechało z nami 30 dzieciaków w wieku od 8 do 16 lat – cieszy się J. Sot. Tegoroczna grupa w 60 procentach składała się z nowych uczestników. Pozostali byli już wcześniej a rodzice zdecydowali się ponownie ich wysłać. – Stowarzyszenie umożliwia nam pozyskiwanie środków zewnętrznych. Na obóz też piszemy wniosek do ministerstwa. Otrzymujemy 30 tys. i w tej kwocie musimy się zmieścić z transportem, noclegami, wyżywieniem, opieką, organizacją zabaw – wylicza M. Jelinek. Dzieci nic nie płacą. Taka jest żelazna zasada Czarnej Strugi. J. Sot nie ukrywa, że to organizacja obozu jest wielkim wyzwaniem i jeszcze większą odpowiedzialnością. Dlatego każdy szczegół musi być dopięty na ostatni guzik. Nawet menu dla dzieci jest znane wcześniej. – Wiemy, co dzieciom smakuje, a co nie. Nie zgadzamy się na posiłki, a których wiemy, że nie zjedzą – wyjaśnia J. Sot – W końcu płacimy za ten wyjazd i mamy prawo mieć oczekiwania. Czasami denerwujemy tym właściciela ośrodka – śmieje się pani Jagoda.
Jak długo będzie wam się chciało tak intensywnie działać? – Nie wyobrażamy sobie, żeby mogło być inaczej. Przygotowujemy kolejne projekty. Przed nami rok szkolny, znowu Wigilia i świąteczne ozdoby, później wielkanocne palmy i znowu wiosna, lato i przygotowanie projektowe pod wakacyjny obóz. – W międzyczasie organizujemy wiele mniejszych rzeczy. Zapraszamy mieszkańców rozwieszając plakaty, przez internet i zwyczajnie zagadując w sklepie i na ulicy – zauważa M. Jelinek. Według pana Marcina nie na wszystko potrzebne są projekty. Czasami wystarczy ognisko, gitara i dobry humor. – Jesteśmy dumni z naszych mieszkańców, że uczestniczą w organizowanych akcjach. Naszym marzeniem jest jednak świetlica, dopiero wtedy byśmy pokazali, na co nas stać – stwierdza sołtys Małgorzata Malewicz.

Źródło:Tygodnik Krąg – Monika Owczarek